Królowa Merinea i szambelan Krigen po kilku dniach udawanej choroby Seraphine (podczas której potajemnie odkrywali przed nią kolejne dworskie obyczaje i tajemnice) doszli do wniosku, że jest już gotowa, aby dołączyć do swojego rodzeństwa na zajęciach.
Si ten pomysł raczej nie przypadł do gustu. Jaki jest pożytek z podróży w czasie, jeśli szkoła i tak cię nie ominie? W dodatku typowe klasowe osiłki, do których przywykła, nijak się miały do przyprawiającego o dreszcze Lionela. Niby siedział spokojne na lekcjach, sprawiał wrażenie dobrego ucznia, ale Si była gotowa założyć się o własną głowę, że gdzieś pomiędzy bazgraniem na marginesach a pisaniem wypracowań knuje plan unicestwienia świata. Wyglądał jej na takiego.
- Znowu dobrze, paniczu Lionelu - pochwalił księcia sir Antonius Dorren, wiekowy nauczyciel, którego długa broda pamiętała zapewne początki świata.
Zaraz uśmiech spełzł z jego twarzy. Stanął przed ławką Katariny. Księżniczka była tak pochłonięta pisaniem czegoś na maleńkim skrawku papieru, że nawet go nie zauważyła.
Siedzący za Katariną Alexander, syn księżniczki Ivanne (niezwykle dalekiej kuzynki króla Gabriela) i kasztelana Gideona Vanderwella, szturchał ją w plecy, ale Katarina była zbyt zaabsorbowana swoim zajęciem, by zwrócić na niego uwagę.
Ławkę dalej od ciemnookiego Alexandra o czarnych jak atrament włosach miejsce zajmował Heremy de Rijodia, siostrzeniec szambelana Krigena. Si rozpoznała w nim rudowłosego, barczystego chłopaka, z którym Katarina rozmawiała na urodzinach króla. Wydawał się dużo mniej zadufany w sobie od Alexandra, bardziej przystępny, przyjazny, ale nie miała jeszcze odwagi z nim porozmawiać...
- Katarino, na miłość bogów! - warknął w którymś momencie Alexander, tracąc cierpliwość. Poirytowana odwróciła się w jego stronę.Widząc jej zabójcze spojrzenie, dodał - Zanim zaczniesz ciosać mi kołki na głowię, radzę się odwrócić.
Katarina, w końcu zrozumiawszy, co się święci, zesztywniała momentalnie. Zacisnęła zęby , a po nich powieki, zaczerpnęła głęboki oddech i odwróciła się do pana Dorrena.
- Nareszcie. Sterczę tu już dwie minuty, a ty dalej nic - powiedział z dezaprobatą, poprawiając sobie okulary.
- Panie profesorze, ja...
- Nie tłumacz się, panienko. Wszyscy widzimy, że jesteś ostatnio nad wyraz rozkojarzona. - Zauważył, a na jego suche wargi wstąpił nikły uśmiech. - Podejrzewam, że gdybym przeczytał na głos twój liścik, usłyszelibyśmy kilka pikantnych wyznań, ale tym razem oszczędzę ci kompromitacji. Oczywiście pod warunkiem, że zaczniesz w końcu uważać.
- Tak jest, panie profesorze - odparła niemrawo, spuszczając głowę. Kurtyna ciemnych włosów ukryła zarumienioną po uszy buzię. Mimo nastu wiosen na karku, przypominała Si małą dziewczynkę, trzęsącą się na myśl o rozczarowaniu swojej wychowawczyni nierównym szlaczkiem w kajeciku.
Sir Dorren, najwyraźniej usatysfakcjonowany reakcją Katariny, wznowił swój spacer po klasie.
- Wracając do lekcji, otwórzcie podręczniki na stronie dwieście siedemdziesiątej piątej.
Si prawie przeżegnała się, gdy zobaczyła tekst źródłowy. Kolejne rozczarowanie. Okazuje się, że nawet w szesnastym wieku maltretowano uczniów dokumentami z minionych stuleci, pytając o wszystko, byle nie o to, co jest w nim napisane. Najwidoczniej nie tylko Seraphine miała awersję do tego typu rzeczy. Siedząca za nią Julienne de Farllie postanowiła wymknąć się na dobry kwadrans do łazienki, byleby tylko wywinąć się od odpowiedzi.
Ponad dwustronicowe wypociny nijakiego Erazma z Semionery opowiadały historię lorda Braeliusa Brena, skazanego na śmierć za uprowadzenie ówczesnego króla i prowadzenie samozwańczych rządów.
- Jak osądzilibyście tą postać? - spytał sir Dorren, kiedy Heremy skończył czytać na głos.
Nie ja, nie ja, nie ja...
- Może panienka Seraphine nam odpowie. Jakaś taka milcząca dzisiaj jest.
No pięknie.
Si przełknęła głośno ślinę, zmusiła się do uśmiechem i zaczęła, niby to pewnym siebie głosem:
- A więc... Erazmus...
- Erazm - poprawił ją mrukliwie Alexander. - Erazmus to ten wieśniak, który dostarcza nam zboże.
Lionel zaśmiał się pod nosem, obserwując dalej zmagania Si. Złośliwy uśmieszek zdawał się być przylepionym na stałe do jego twarzy.
- Tak więc Erazm - spróbowała raz jeszcze, ignorując kochającego brata. - Był zły, co tu dużo mówić. Podstępem dosypał królowi czegoś do wina, aby go uśpić, a potem wywiózł w siną dal. Nie miał prawa tego robić, podobnie jak nie powinien przywłaszczać sobie jego korony.
- Yhm. Dziękujemy, ale czy są w tej sprawie jakieś inne opinie? - spytał stary profesor, świdrując uczniów paciorkowatymi oczkami, wyglądającymi znad okularów połówek. - Może panicz Alexander?
- Co? Ja? - poderwał gwałtownie głowę z ławki. - To niesprawiedliwe. Zamknąłem oczy dokładnie na dwie sekundy, więc kara interpretowania tych grafomańskich wypocin jest co najmniej nieludzka. Niech odpowie Leo.
Leo. Seraphine zdziwiło, jak można zdrabniać imię kogoś takiego jak Lionel. Leo pasowało do niego mniej więcej tak jak imię Pimpek dla krwiożerczego cerbera, czyli chyba nie do końca.
Lionel zmrużył zielonkawe, gadzie oczy i z założonymi za głowę rękoma odchylił się na krześle.
- Uważam, że Seraphine się myli. To znaczy ma trochę, racji ale.. no właśnie... trochę.
- To znaczy? - spytał zaintrygowany profesor.
Lionel skupił na sobie spojrzenia całej klasy, a mimo to patrzył tylko na Si.
- Życie to nie baśń. Ludzie nie dzielą się na dobre i złe charaktery. Każdy z nas łączy w sobie cechy jednego i drugiego. Z pozoru nieetycznych czynów nie należy kwalifikować od razu jako godnych napiętnowania. Wręcz przeciwnie. Trzeba najpierw sprawdzić, jaki przyniosły efekt.
- Sponiewierany król, zamknięty w więzieniu jak najgorszy przestępca? Szerzące się bezprawie?
- Och, droga siostro, doprawdy dziecinne masz jeszcze poglądy.
- Powiedz mi zatem o swoich.
Lionel przechylił głowę, przyglądając jej się chwilę w milczeniu.Chociaż Heremy kręcił głową, a Katarina udawała, że nie słyszy jego mądrości, tak odmiennych w stosunku do wartości, które wpajali im rodzice, emanował wręcz pewnością siebie. Książę zdawał się należeć do ludzi, którzy nigdy nie zmieniali swojego zdania, nawet jeśli nikt go nie podzielał.
- Nie każdy kronikarz o tym wspomina, ale król Wetarell VI był nieco stuknięty. Nieudolny. Jego ugodowość i paniczny strach przed konfliktami sprawił, że na arenie międzynarodowej nikt nie traktował Penrin poważnie. Lord Bren mógł co prawda załatwić tę sprawę w subtelniejszy sposób, ale ostatecznie tylko zyskaliśmy na jego koronacji. Nasi sąsiedzi w końcu poczuli, że muszą się z nami liczyć.
- Posłał do więzienia jedną trzecią mieszkańców stolicy. Pozostali uciekali z Reirein na własne życzenie - powiedział Heremy, kładąc nacisk na każde wypowiedziane przez siebie słowo. - Spokój odzyskaliśmy dopiero, kiedy został obalony.
Lionel zaśmiał się krótko, a był to śmiech protekcjonalny, pełen wyższości.
- Spokój a pokój to dwie zgoła odmienne sprawy. Może i w Penrin nie było tak miło jak za rządów Weterella, ale przynajmniej nikt nam nie zagrażał. Nawet jeśli prawo koronacyjne nie gwarantowało lordowi korony, nie oznacza to, że nie był godny.
- Jak to nie? Prawo to prawo. Jest po to, aby go przestrzegać - wtrąciła Si. Skrzyżowała ręce na piersi, posyłając Lionelowi wzywające spojrzenie. Wytrzymał je i odpowiedział na nie upiornym półuśmiechem.
Niemal natychmiast pożałowała, że włączyła się w dyskusję.
- Czymże jest prawo, jeśli nie zwykłym zwitkiem sztucznie wymyślonych regułek, mających sprawiać, by wszystko w kraju działo się zgodnie z wolą króla? - zapytał. - Ale nawet król nie jest nieomylny. Jeśli się myli, może mylić się i jego prawo, a wtedy trzeba je zmienić.
- Ciekawe podejście do problemu, paniczu. Zaiste ciekawe... Ale może zmieńmy temat, zanim i wy się poróżnicie jak ci politycy - wtrącił sir Dorren, podchodząc do tablicy.
Seraphine zdziwiło, że z taką śmiałością wygłaszał swoje poglądy. Każdy, kto choć trochę znał położenie polityczne Penrin, dostrzegłby analogię między panowaniem Weterella a Gabriela II. Chwaląc czyny lorda Braeliusa Brena, otwarcie występował też przeciw swojemu ojcu. Nie trzeba było mieć statusu geniusza, aby to zrozumieć. Si zastanawiała się, czy już w tym momencie historii Lionel planował spisek, czy może ta myśl dopiero kiełkowała w jego sercu. Jeśli miałby już jakiś konkretny plan, czy byłby na tyle nieodpowiedzialny, aby rozgłaszać swoje mądrości na prawo i lewo?
Przez te kilka dni spędzonych w królewskim zamku Seraphine wiedział o Lionelu jedno. Wiele mu można było zarzucić, ale na pewno nie głupotę. Tym bardziej zachodziła w głowę, jaką grę prowadzi... Co dokładnie chce osiągnąć. Podręczniki nigdy nie mówiły o tym jasno. Historycy dwudziestego pierwszego wieku nie zgłębili w pełni tajemnicy działań księcia, a teraz ona mała po temu okazję. Umierała z ciekawości. Przynajmniej na razie tylko z ciekawości. Si nie miała wątpliwości, że jeśli otwarcie wyruszy na wojnę z Lionelem, spotka ją prawdziwa śmierć.
***
Dręczona nudą Si siedziała w jednej ze swych komnat. Snuła się z kąta w kąt, myśląc, jak w ogóle powinna zacząć swoją wielką misję zmieniania historii. Zyskała już pewne rozeznanie polityczne, poznała mieszkających na dworze ludzi, ale... nic poza tym. Za każdym razem, kiedy Seraphine pytała szambelana Krigena lub królową Merieneę o to, co powinna zrobić, oni wzruszali tylko ramionami, nakazując czekać na rozwój wypadków. Byli zbyt zajęci ściganiem Avergardów, którzy podobno wrócili do szesnastowiecznego Reirein.
Si nie wiedziała, co o tym wszystkim myśleć. Wystarczyło kilka rozmów z Merieneą, aby uświadomiła sobie, że tak naprawdę nie zna ludzi, których przez osiemnaście lat brała za swoich rodziców. Teraz rodzicami byli król i królowa, również obcy ludzie. Przez tyle lat żyła jako jedynaczka i nie potrafiła przywyknąć do tego, że ma siostrę i brata. Tak samo obcych jak oba komplety rodziców. Nie znała nikogo na tyle dobrze, by móc z nim porozmawiać. Normalnie, po przyjacielsku, bez udawania kogoś kim się nie czuła. Jeszcze nigdy w życiu nie była tak samotna.
Z zamyślenia wyrwało Si pukanie do drzwi. Tak bardzo potrzebowała czyjegokolwiek towarzystwa, że nie zastanawiając się nawet, kto to może być, czym prędzej pobiegła otworzyć. W progu staną wysoki chłopak, a może dojrzały już mężczyzna? Si nie widziała jego twarzy, bo zasłaniała ją wieża z książek, które jej przynosił. Ręce nie wydawały się stare, ale bardzo spracowane.
- Mogę wejść? To diabelstwo swoje waży... - W jego głosie pobrzmiewał obcy akcent. Bardzo miękki, kładący nacisk na ostatnie sylaby. Musiał pochodzić z Ferregardu.
- Jasne, ja... To znaczy, naturalnie. - Seraphine przepuściła go prędko i zamknęła drzwi. Sługa ustawił stosik na podłodze tuż obok foteli. - Kto przysyła te książki? Nie prosiłam o nie...
Odetchnął, pozbywszy się ciężaru, i wyprostował się. Odgarnął jasne, trochę za długie włosy, ukazując Si swą twarz. Dopiero teraz była w stanie ocenić, że ma mniej więcej dwadzieścia lat. Prawy policzek i cześć spiczastej brody przecinała jasna blizna. Może pamiątka po bójce? Albo po karze. Usta zaciskały się w wąską linię, ale piwne oczy miały bardzo przyjazny wyraz.
- Jej Wysokość Merienea kazała ci to przekazać. Po co? Nie mam pojęcia. - Wzruszył ramionami. Skrzywił się mimowolnie, wspominając królową. - Zresztą to i tak nie moja sprawa.
"Ci" zamiast "panienko","księżniczko". Si uśmiechała się do siebie. Wreszcie ktoś normalny.
- Dziękuję, później je przejże. - Kiedy blondyn skłonił się i ruszył ku drzwi, zawołała za nim. - Może jednak zostaniesz jeszcze chwilę? Chodź, napij się ze mną herbaty. Nie wiadomo, kiedy znów będziesz miał chwilkę na odpoczynek.
Si złapała go za rękę i pociągnęła do foteli. Na kawowym, pozłacanym stoliku stał porcelanowy imbryk z namalowanymi na nim różami, trzy filiżanki i półmisek z lukrowanymi ciasteczkami.
Chłopaka zdumiała śmiałość księżniczki. Spodziewał się raczej reprymendy za nietytułowanie jej albo chłodnego odprawienia ze swych komnat. Zmrużył nieufnie oczy, zwlekając z zajęciem miejsca.
- Wybacz pytanie, ale dobrze się czujesz?
- Oczywiście, czemu pytasz?
Uśmiechnął się dobrotliwie, siadając wreszcie. Zerknął ukradkowo w stronę drzwi, aby upewnić się, że są zamknięte.
- W takim razie musisz być nietutejsza. Królewskie dzieci i dwórki nie spoufalają się ze służbą. To taki niepiany zakaz.
- Zupełne głupstwo. Nie wiem na co komu takie podziały. - Si machnęła ręką, po czym chwyciła za jedną z filiżanek i nalała herbaty. Podała ją swemu gościowi i gestem dłoni zachęciła do częstowania się ciasteczkami. - Jestem Seraphine, a ty?
Na twarzy blondyna coś się zmieniło. Kącik jego ust drgnął, a ciało wyprostowało się mimochodem.
- Ta Seraphine? Księżniczka? - spytał ostrożnie, łudząc się, że zaprzeczy. Pomimo że pracował w zamku od lat, rzadko widywał członków rodziny królewskiej. Tam, gdzie urzędował, raczej nie zbyt często się zapuszczali.
Choć zaczynało się tak miło, nagle poczuł się nieswojo.
- Masz minę, jakbym zaraz miała cię pobić. Spokojnie, nie gryzę. Nie jestem jak jedna z tych nadętych dam. Po prostu potrzebuję towarzystwa kogoś normalnego, kto nie zgina się w pas po każdym moim słowie - przyznała, unosząc do ust filiżankę. Ciepło napoju rozchodziło się szybko po całym ciele, a kwiecisty zapach okazał się pieszczotą dla zmysłów. - Ktoś ty?
Blondyn odstawił filiżankę i odchylił się w fotelu. Przyjrzał się Si badawczo, zupełnie jakby nie wierzył, że kogoś takiego jak ona może interesować on.
- Chcesz wiedzieć kim jestem czy kim byłem? To dwie zupełnie inne osoby.
- Zacznijmy może od tej twarzy, którą widzę dzisiaj.
- Nazywam się Bastian i jestem niewolnikiem.
Si wciągnęła ze świstem powietrze. Minę musiała mieć nad wyraz nietęgą, bo widząc ją, Bastian parsknął śmiechem.
- Nie tego się spodziewałaś, prawda?
- Nie... to znaczy, tak... Em... Myślałam, że niewolnictwo to już przeszłość - zaczęła nieskładnie.
Przecież pamiętała dokładnie z podręczników, że oficjalnie zniesiono je co najmniej pół wieku wcześniej. A może to ona coś pomyliła?
Bastian uśmiechnął się dobrotliwie, z pewnego rodzaju pobłażaniem.
- Od kiedy to, co jest na papierze, ma cokolwiek wspólnego z rzeczywistością? - spytał, zasępiając się nagle. Spuścił wzrok i wbił go w czubki swoich butów. - Większość niewolników uwolniono, ale nie wszystkich. Niektórych wolnych nawet po tym jeszcze zniewalano, jeśli wybitnie podpadli czymś monarsze.
- Tak mi przykro... Twoja rodzina też tu służy?
- Rodzice nie żyją, a rodzeństwa nie mam.
- Przepraszam... Nie potrzebnie pytałam. Nie powinnam być wścibska.
- Spokojnie, ciekawość to jeszcze nie grzech - powiedział bez cienia złości, widząc zmieszanie Si. - Wydajesz się inna niż wszyscy. Miła, ludzka. Nie traktujesz nikogo z góry. Pytaj o co chcesz, jeśli coś cię jeszcze zastanawia. - Rozkrzyżował ramiona na znak swej otwartości. - Nie mam nic do ukrycia.
- Dobrze więc... - odparła, odprężywszy się nieco. Szybkim, nerwowym ruchem założyła sterczący kosmyk włosów za ucho. Posławszy mu spod wachlarza czarnych rzęs pełne ciekawości spojrzenie, spytała - Urodziłeś się już taki? A może byłeś kiedyś wolny? Nie pochodzisz z tych stron, prawda?
- Aż tak zdradza mnie akcent? - zaśmiał się serdecznie. - Inni służący kazali mi nad nim popracować, żeby "było mi łatwiej", ale jakoś nie miałem odpowiedniej motywacji. Tak, jestem Ferregardczykiem, ale nie wstydzę się tego.
- No i prawidłowo - rzekła Si, unosząc filiżankę jak do toastu. Bastian poszedł za jej przykładem. - Tylko, że nie odpowiedziałeś mi na pytanie.
- Naprawdę musi doskwierać ci samotność, skoro w wolnych chwilach molestujesz służących pytaniami.
- Bez takich, sam mi pozwoliłeś.
- Widać nie tylko tobie się nudzi - rzucił z przekąsem. - Nie, nie urodziłem się niewolnikiem, jeśli musisz wiedzieć. Kiedyś, jeszcze w Ferregardzie, byłem wolny. W międzyczasie coś poszło nie tak i.. cóż. Jest jak jest.
- To znaczy?
Mimo podłego nastroju, który ogarniał Bastiana za każdym razem, gdy wspominał poprzednie, utracone życie, nie mógł się nie uśmiechnąć, widząc z jaką uwagą Si słuchała jego słów. Dokładnie tak jak małe dziecko słucha opowiadanych przez rodziców baśni.
- Uczą was w tych elitarnych szkółkach współczesnej historii?
Dla kogo współczesnej dla tego współczesnej, pomyślała Seraphine, ale w odpowiedzi skinęła tylko głową.
- Czternaście lat temu, kiedy miałem zaledwie osiem lat, mój ojciec podjął decyzję o ataku na Penrin.
- Czekaj, czekaj... - przerwała mu z nagłym ożywieniem. Na jasnych policzkach pojawiły się wypieki. - Regnor III Merykowicz jest twoim ojcem? Wielki Książę Ferregardu?
- Raczej był - poprawił Si dobitnie. - Zaatakował Penrin bez wypowiedzenia wojny, a potem dał się zabić podczas jednej z bitew. Matka wpadła w czarną rozpacz. Nie wyobrażała sobie życia bez ojca, więc postanowiła do niego dokończyć.
Z gardła Seraphine wyrwał się zduszony okrzyk.
- To okropne... Przykro mi.
- Niepotrzebnie. Dla Penrin ten dzień był świętem. Poza tym, po śmierci ojca, matka była przekonana, że lada moment przegramy wojnę. Bała się, jaki los spotka ją, kiedy Ferregard upadnie. Zawsze była słaba psychiczne. Nie mam do niej żalu.
- Ale przecież nie upadł... - zauważyła, chwytając za ciasteczko.
- Tylko dlatego, że tron i tytuł Wielkiego Księcia szybko przygarnął sobie wuj Heldwyn. Walki trwały, z każdą bitwą coraz bardziej wyniszczając nasze kraje. W końcu zapadła decyzja o rozejmie. Penrin, mimo że też porządnie dostało w kość, pozostało jednak ciut silniejsze od Ferregardu, dlatego to twój ojciec podyktował warunki.
Niebiesko-szare oczy Seraphine błyszczały. Król Gabriel II wydawał się Si całkowicie obcą osobą, nie potrafiła myśleć o nim jak o tacie, a mimo to paradoksalnie czuła się odpowiedzialna za jego decyzje. Mogła się ich wstydzić albo być z nich dumna. Nie rozumiała tego.
- Co takiego postanowił?
- We wcześniejszych wiekach dosyć popularnym było (zresztą nadal jest) zabieranie dziecka władcy przegranej strony. Miał to być swoisty gwarant bezpieczeństwa, bo przecież kochający ojciec nie zaatakuje kraju, który może skrzywdzić jego syna czy córkę. Wuj wtedy jeszcze nie miał dzieci, a nawet gdyby miał, wątpię, by któreś z nich poświęcił. W ten oto sposób padło na mnie. Król Gabriel nie przewidział tylko jednego. Obchodziłem wuja mniej niż zeszłoroczny śnieg, więc nic na mnie nie zyskał. Nie jestem pewien, czy wuj jeszcze o mnie pamięta.
- To takie niesprawiedliwe! - wybuchała nieoczekiwanie. Potrząsnęła ciemnowłosą głową, wyłamując nerwowo palce. - Jak mogli cię ukarać za coś, czego nie zrobiłeś? Przecież... Jak tak było można?!
Bastian wzruszył ramionami. Sprawiał wrażenie obojętnego, dawno pogodzonego z losem, ale gdzieś w środku poczuł niewysłowione ciepło. Seraphine była jedyną osobą, która naprawdę przejęła się jego losem. W oczach innych figurował jako nic nie warty cudzoziemiec-zakładnik, stanowiący coś w rodzaju trofeum Penrin.
- Nie ma sensu się złościć, przecież to niczego nie zmieni. To nie twoje zmartwienie... księżniczko. Poza tym, przecież nie zostanę w Reirein na zawsze - rzekł, choć bez przekonania.
Seraphine już otwierała usta, aby coś powiedzieć, ale nie zdążyła. Ciszę, która na chwilę zapadła po słowach Bastiana, przerwały podniesione głosy i stukot dziesiątek obcasów, dobywający się z korytarza. Wśród zlewających się w ogólny hałas krzyków wyklarowało się jedno tylko słowo.
Katarina.
~ Calissandere Rune
_______________________________________________
Cześć, tu Callie ;) Mam nadzieję, że warto było czekać na ten rozdział. Średnio potrafię i lubię pisać początki historii, więc proszę, dajcie mi znać, czy was nie zanudziłam na śmierć :O Więcej akcji na pewno będzie w rozdziale następnym, a tym czasem powiedzcie mi, co sądzicie o opowieści Bastiana, słowach Lionela i całej reszcie.
Pamiętajcie, że dopiero zaczynam i jeśli nie będę miała odzewu z waszej strony (choćby anonimowego, krótkiego komentarza, jak ktoś nie posiada konta na bloggerze), nie będę wiedzieć, czy jest sens, by pisać dalej :(
Zapraszam do zobaczenia mojego wyobrażenia postaci w zakładce "Bohaterowie". Za kilka minut powinna się pojawić.
Genialne <3
OdpowiedzUsuńBardzo mi sie spodobało
Nie zanudzilas mnie,ani nawet odrobinkę <3
fajny pomysl z ta opowiescia Poglądy Lionela są całkiem interesujące ^^ podobał mi sie ten wątek :)
Bardzo, dużo wprowadza i pokazuje jego stanowisko w tej sprawie
Jestem ciekawa, jaki ma plan pozbycia się Si i reszty
Już się nie mogę doczekać xD
Błędów nie wylapalam,więc albo ich nie ma, albo tak bardzo wciągnął mnie rozdział,że nie zauważyłam xD
W każdym razie bardzo duży Plus za to ^^
Szkoda mi tego chłopaka, duzo przeszedl i nienawidzę jak się ludzi traktuje jak rzeczy,trofea ._. Powiem ci,że czekam na wątek między nim a Si :), może być to całkiem interesujące xD haha
Ogólnie mówiąc rozdział bardzo mi Sie podoba,rozkrecasz się xD
Czekam z niecierpliwością na cd, życzę weny i pozdrawiam
Buziaki :*
~D.
PS Mówiąc szkoda mi chłopaka, mam na wysli Bastiana
UsuńBo tak to zabrzmiało jakbym zalowala Lionela xD
Witam
OdpowiedzUsuńPrzypadkiem wpadłam na twój blog i muszę przyznać że jestem z tego bardzo zadowolona
Bardzo mi sie spodobał c;
Nie przepadam za fantastyką Ale dla twojego bloga zrobię wyjątek
Polubiłam Si
Natomiast za Lionelem nie przepadam
Szablon też bardzo ładny
Czekam na cd
Natala
Witam :) chciałbym ci powiedzieć, że to opowiadanie to nie mój gust. Piszesz, dobrze, lekko, przyjemnie się czyta. Życzę weny i pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńMiło się czyta.
OdpowiedzUsuńSi sprawia wrażenie sympatycznej, ale jakoś nie za bardzo ją lubię. Nie trafia w moje gusta, jest taka zbyt zwyczajna z charakteru.
Za to Lionel! To mój typ. Ma własne zdanie (które podzielam, by the way), którego nie boi się wyrażać. Chociaż, jeśli już ma zamiar zdradzić ojca, to nieco głupie z jego strony. Ale cóż, zobaczymy, co z tego wyniknie.
Bastian... No cóż, nie przepadam z takim typem ludzi, choć w jego przypadku to dość uzasadnione. W zasadzie to chyba jeszcze nie powinnam się wypowiadać o tej postaci, bo nie znam jej zbyt dokładnie.
Poza tym... Język Si nie różni się wcale od języka ludzi sprzed pięciu wieków. Naprawdę sądzisz, że on tak brzmiał? Przydałoby się go nieco bardziej wystylizować ;). I pojawiło się kilka literówek (i zaskakujące zmiany płci też!). Ale tak to jest naprawdę super!
Będę wpadać.
Pozdrawiam, Pelargia
Jak możesz myśleć, że kiepsko piszesz? Matko, to opowiadanie jest lepsze niż niektóre książki, które dotąd zdarzyło mi się przeczytać (na pewno lepsze niż lektury :P)
OdpowiedzUsuńAkcja strasznie wciągająca i dokładnie przemyślana fabuła. Przyjemny i lekki w czytaniu styl pisania. Bogate słownictwo. Powoli następujaca kreacja bohaterów i ich charakterów. Zdarzają się też błędy językowe, ale zbytnio nie przeszkadza to w czytaniu. Poza tym zauroczyłam się w zakładce bohaterowie. Alexandra i Hayden ^^ I już wiem, że Si i Bastian będą moimi ulubionymi postaciami *.* Mam nadzieję, żenie zepsujesz ich relacji, bo wiążę z nimi wiele pomysłów. Jedyni normali w zamku xD I jeszcze siostra Si, Katarina. Fajnie przypadkowo wpaść na swoje imię xD Poza tym, co się z nią stało? Nie wmawiaj mi, że już napoczątku chcesz ją uśmiercić. Choć właściwie... To byłoby całkiem ciekawe.
Cała historia zapowiada się niesamowicie i mam nadzieję, że niedługo wstawisz kolejny rozdział :) Dziękuję internetowi za to, że trafiłam na Twojego bloga :D
Serdecznie pozdrawiam
Kate
Tak, następny rozdział postaram się wstawić w ciągu tygodnia ;) Powinno się udać, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem ^^
UsuńBardzo, bardzo dziękuję za wyczerpujący komentarz. Dziękuję za komplementy i uwagę o błędach, zwrócę na nie większą uwagę :)
Trafiłam tu przez przypadek, ale jestem pewna, że zostanę na dłużej. Rozdział cudowny! Akcja zaczyna się rozkręcać :-D. Nie mogę się doczekać następnego. Pozdrawiam i życzę weny.
OdpowiedzUsuńArya V.
Bardzo dziękuję! cieszę się, że spodobał ci się mój kolejny blog ^^ - Meridiane Falori
Usuńzostałaś nominowana do LBA. :) Więcej na http://nowezycieheroski.blogspot.com/p/lba.html (6 LBA )
OdpowiedzUsuńPiszę tu, bo nie widzę specjalnej zakładki dla takich wiadomości.
OdpowiedzUsuńZostawiłaś u mnie komentarz ze spamem. Nie mam nic przeciwko odwiedzeniu twojego bloga i zostawienia rzetelnej opinii odnośnie rozdziałów, ale byłoby mi miło, gdybyś ty też zainteresowała się czymś, co piszę ja. Nie lubię takiej jednostronności ;)
Pozdrawiam!
sila-jest-we-mnie.blogspot.com
Boże.
OdpowiedzUsuńJak.Ty.Do.Cholery.Mogłaś.Zakończyć.W.TYM.Momencie !?
Wyobrażasz sobie reakcję biednego człowieka!? Gapiłam się bezmyślnie przez dłuższy czas w ekran z otwartą buzią i przerażonym wzrokiem błądziłam po blogu! Grr...
Och, a wracając do tekstu. Salazarze, to jest cudowne! Twój styl pisania, opisy czy też dialogi, do których sama mam słabość, są tak wciągające, iż ledwo co oderwałam się od tekstu gdy usłyszałam wołanie rodziny. Przeczytałam całość i jestem załamana faktem, iż nie ma więcej :(
Si... Nasza Si, przedstawiona jako bardzo miła i uczuciowa kobieta, która przemienia się w pewną siebie młodą damę. Nic dodać, nic ująć. Jest idealna.
Leo, jeśli mogę tak powiedzieć (?) Naprawdę od zawsze interesowałam się "Złymi" postaciami i szczerze przyznam, że On i jego poglądy wbrew wszystkiemu są... Dobre. Co przez to można zrozumieć ? Zgadzam się z nimi! Inne postacie, sztuczne uśmiechy i niewolnicze życie. Cóż, można przywyknąć.
Sama nie wiem dlaczego, ale uważam, iż Si zakocha(ła) się w niewolniku i zapewne będzie z nim. Albo On się dla niej poświęci. Coś w tym stylu.
A wracając do świata,
Przed przeczytaniem tego komentarzu należy się zapoznać z tą informacją gdyż autor nie ma zamiaru fundować wizyt u lekarza czy operacji.
Pozdrawiam i zapraszam do siebie.
SLY.
Moim zdaniem lepiej cie robić z tego kolejnego ckliwego romansu, pójść na przekór i żeby zostali przyjaciółmi. To wpłynie pozytywnie na powieść, będzie lepiej zapamiętana, bo mało jest takich, gdzie tego nie ma
Usuńhttp://storybycanary.blogspot.com
OdpowiedzUsuńZapraszam
Canary xoxoxoxo
Zdecydowanie czekam na kontynuację. Niewiele blogów ciekawi mnie, a twój, mimo, że leży poza spektrum moich zainteresowań, zainteresował mnie.
OdpowiedzUsuńZatem z niecierpliwością czekam na kontynuację. Wierzę, że jeśli jeszcze żyjesz i wejdziesz z powrotem na tego bloga, to napiszesz mi o kontynuacji - choćby i był na innym blogu, bo,dajmy na to, zapomniałaś hasła ;).
Email: sokolica96@wp.pl