sobota, 23 stycznia 2016

Prolog


Gdzieś tam, gdzie w zgiełku dnia codziennego człowiek rzadko zapuszcza się w odmęty przyrody, a jego oczy często nie dosięgają świata poza szklanym ekranem telewizora, leży Penrin - wyspa na Oceanie Spokojnym, o której ludzkość zapomniała. Podczas, gdy świat paliły płomienie pierwszej i drugiej wojny światowej, Penrinczycy żyli sobie spokojne z dnia na dzień, rozwijając się.
W przybrzeżnym mieście Reirein, stolicy Penrin, skąpany  w cieniu drzew piął się ku niebu stary zamek. Jego mury pamiętały jeszcze czasy dynastii Salvarów, rządzącej wyspą przed wiekami. Wyślizgane kamienne schody, zabytkowe obrazy przedstawiające królewskich dostojników i sędziwe gobeliny stanowiły relikty przeszłości, której echo rozbrzmiewało żywo w pamięci każdego Penrinczyka, przypominając mu od latach świetności. 
Dziś zamek królewski był już tylko muzeum. Każdego dnia przetaczały się przez niego tłumy uczniów, słuchających nudnych wykładów o wspaniałości, która rozpłynęła się w odmętach czasu.
Klasa Si Avergard nie stanowiła wyjątku od tej reguły.



Podstarzały przewodnik w granatowym uniformie prowadził ich od sali do sali, zatrzymując się przy każdej możliwej gablocie. W przeciwieństwie do pozostałych Si wydawała się szczerze zaintrygowana opowieściami pana Krigena.
- Znajdujemy się w tak zwanej Izbie Pamięci - powiedział, rozpościerając ramiona. Wskazywał kolejno na  wiszące na ścianach portrety. - Ta poważna, ciemnowłosa kobieta w czarnej sukni to królowa Merienea. Obraz ten powstał krótko po śmierci jej najstarszej córki, Katariny, co wyjaśnia żałobny stój i brak korony.
- Jak umarła Katarina? - spytał Ben Brower, typowy kujonek w okularach i zapiętej pod brodę koszuli. 
- Przyczyny śmierci księżniczki nie są do końca znane, podobnie jak okoliczności zaginięcia młodszej z córek królewskiej pary. Podejrzewani zarówno o jedno, jak i drugie są ministrowie Collren i Harvein. - Przewodnik wskazał kolejno na portrety chudego mężczyzny o pociągłej, wykrzywionej drwiną twarzy i opasłego starca pooranego zmarszczkami. - Król Gabriel II - podszedł do obrazu przedstawiającego sędziwego blondyna z brodą, dzierżącego insygnia władzy - podejrzewał ich o kolaborację z królem Ferregardu, ale nigdy nie zostali przez niego skazani. Ostatecznie ci dwaj przyczynili się do upadku potęgi Salvarów.
- Dlaczego? - wyrwało się Si. Przyjrzała się uważnie królowi Gabrielowi. Podręczniki zawsze wychwalały jego mądrość, jak więc jest możliwym, by tolerował zdrajców na swoim dworze? - Skoro nie był pewien ich lojalności, czemu nie wystawił jej na próbę?
Pan Krigen uśmiechnął się tylko dobrotliwie, po czym odparł:
- Ależ wystawił, lecz ministrowie okazali się od niego sprytniejsi. Jego Wysokość, jako że był człowiekiem prawa, nie mógł ich skazać, nie mając dowodów. Gwoździem do trumny Gabriela II stał się jego syn, Lionel August.
Przewodnik wskazał dłonią na obraz zawieszony po drugiej stronie sali. Pół klasy odwróciło się, drugie pół miało go głęboko w poważaniu. Portret przedstawiał wyniosłego młodzieńca o przenikliwych, zielonych oczach. Ciemne włosy zdobiła srebrna książęca korona, wysadzana rubinem i tanzanitem. W jednej dłoni trzymał szablę, a w drugiej ludzką czaszkę.
- Ale z niego ciacho - zagwizdała Anne de Mauriss, uśmiechając się od ucha i ucha. Jej koleżanki zachichotały jak na życzenie, za nic mając spojrzenia zażenowanej wychowawczyni.
Si zmrużyła oczy i podeszła bliżej. Może i był przystojny, ale... w zielonych ślepiach czaiło się coś groźnego, nieprzewidywalnego. Przeszło jej przez myśl, że skoro sam obraz księcia Lionela wywołuje u niej dreszcze, dostałaby zawału, gdyby zobaczyła go na żywo. Współczuła jego służbie.
 - Jedna z legend głosi, że to Lionel stał za zabójstwem Katariny i zaginięciem Seraphine. Książę miał wystraszyć się pewnej przepowiedni. Czy ktoś wie, o czym była? -  Błyszczące oczy pana Krigena powędrowały po twarzach uczniów. 
- Kiedy słońce i księżyc zaczęły chylić ku upadkowi, fałszywy książę miał sprzymierzyć się z wrogiem, by ten pomógł mu zrzucić ojca z tronu. Poróżniła ich polityka, a w tamtych wiekach jako metodę rozwiązywania konfliktów preferowano walkę, nie rozmowę.  W jego krwawych żniwach przeszkodzić miała mu siostra. Jedna z sióstr. Lionel musiał rozpoznać we wróżbie siebie, dlatego postanowił wyeliminować zagrożenie  - powiedziała w zamyśleniu Si. - No co? - mruknęła speszona, czując na sobie spojrzenia całej klasy. - Mówiliśmy o tym na historii.
Przez usta uczniów przemknęły pomruki i kilka niewybrednych komentarzy, ale do takich zdążyła się już przyzwyczaić. 
- Bardzo dobrze, panno Avergard - pochwaliła ją dumna wychowawczyni. 
- Właśnie tak - dodał pan Krigen. - Jak wszystkim dobrze wiadomo, Lionelowi udało się osiągnąć swój cel. Bez znaczenia, czy był on księciem z przepowiedni czy też nie, objął tron, dając początek ciemnym i niezwykle krwawym wiekom w historii Penrin. - Słysząc, jaka grobowa cisza zapadła wśród uczniów, kontynuował, wykorzystując ich chwilowe skupienie. - Inna przepowiednia głosiła natomiast, że nadejdzie czas, w którym zaginiona księżniczka powróci do Reirein i odwróci bieg wydarzeń. A to miało jej w tym pomóc.
Przewodnik wyciągnął z kieszeni srebrny pierścień z wygrawerowanymi na nim laurowymi gałązkami. Wręczył go Dalii Asheri, aby przekazała go kolejno następnym uczniom. W ten sposób każdy mógł przyjrzeć mu się z bliska.
- Si, twoja kolej - powiedział z uśmiechem Ben, podając jej srebrną obrączkę.
Była niesamowicie piękna i bardzo dobrze zachowana, nie nadgryziona zębem czasu. Wyrwana z zamyślenia obróciła ją między palcami. Si zdziwiło, że tak ważny zabytek przewodnik mógł ot tak nosić sobie w marynarce. Nie wiadomo skąd, naszła ją niewytłumaczalna ochota na przymierzenie go. Si wsunęła delikatnie pierścień na palec, przyglądając mu się uważnie.
Nagle poczuła, jak zaczął się nagrzewać. Pulsował dziwnie, parząc jej skórę. Zakręciło jej się w głowie.
- Trzymaj, Anne. Twoja kolej - rzuciła, ściągając go w pośpiechu. 
Nie miała pojęcia, co się stało, i chyba nie chciała wiedzieć. Gdy tylko uwolniła swój palec od srebrnej obrączki, wszystko ustało. Zaczerwieniona skóra odzyskała swój dawny, miodowy odcień.
- Coś nie tak? - spytała z troską Wendy Hu, podchodząc bliżej. - Nie wyglądasz dobrze.
- Duszno tu trochę, to wszystko - wypaliła na poczekaniu, siląc się na uśmiech. Klasa by jej nigdy nie darowała, gdyby dowiedziała się, że pokonał ją kawałek srebra. - Zaraz mi przejdzie.
- Na pewno? 
- T-tak. Chodźmy dalej. 
***
Na Penrin zawitała noc. Księżyc zepchnął słońce na drugi plan, otaczając kraj nieprzebytą ciemnością. Si nie mogła zmrużyć oka. Wierciła się niespokojnie w łóżku, nasłuchując kłótni rodziców. Nie pierwszej i nie ostatniej. Ostatnio krzyczeli na siebie o wszystko. A to że zupa była zasłona, a to opony nie zmienione jeszcze na letnie. Zaśnięcia nie ułatwiały też kołaczące się po głowie myśli.
Próby zapomnienia o dziwnym wypadku w królewskim muzeum skończyły się jego szczegółową analizą. Punkt po punkcie, a jednak wyjaśnienie nie przychodziło. Jak to możliwe, by kawałek srebra tak nagrzał się sam z siebie? I by wywołał zawroty głowy? A może jest uczulona? – myślała. W sumie to było jedyne w miarę logiczne wyjaśnienie, więc na nim poprzestała. Nieco odprężona okryła się ciaśniej kocem.
Jednak prawdziwe rozwiązanie zagadki przyszło wraz ze świtem.
***
Ze snu wyrwał Si donośny głos, odbijający się echem w wielkiej komnacie.
- Panienko Seraphine, proszę wstawać! - zawołała kobieta w ciasnym koczku i burej, długiej do ziemi sukni. – Zaraz śniadanie, cały dwór na panienkę czeka! Jego Wysokość a pański ojciec ma dziś urodziny, radzę nie zapomnieć o życzeniach – powiedziała, zabierając Si kołdrę i niemal siłą wyciągając ją z łóżka.
- Proszę mnie zostawić! Kim w ogóle pani jest?! – zawołała zdezorientowana. Dopiero po chwili, gdy ocknęła się trochę po przebudzeniu, zauważyła, że miejsce, w którym się znajdują, bynajmniej nie jest jej pokojem, lecz ogromną komnatą.
Ściany pokrywała w niej złoto-biała boazeria. W wielu miejscach osadzone w niej zostały kryształowe lustra i barwne pejzaże perińskie. Podłoga wyłożona została wypolerowanym na błysk linoleum, okrytym własnoręcznie tkanymi dywanami. Wysokie sklepienie, z którego zwisały szklane kandelabry, zdobiły freski, przedstawiające sceny z mitologii.
Bogini Asheida tworząca ludzi z morskiej piany. Jej syn, Hamari, budujący  własnoręcznie perińską stolicę, Reirein, by nazwać ją od imienia swej śmiertelnej kochanki. Nimfa Silesiae uspokajająca spłoszonego jednorożca bogini Nemedy.
Choć wcale nie było zimno, służba co  i raz dokładała do fajansowego pieca, osadzonego w rogu komnaty.
- Też się teraz panience na żarty zebrało? – sapnęła zirytowana kobieta, zakładając ręce na biodra. – Jestem panienki guwernantką od dobrych osiemnastu lat. Nazwisko Cassandra Lenox może jednak wydaje się panience znajome?
Si, wystraszona jej rozgorączkowaniem, pokręciła tylko głową. Podbiegła do okna. Dopiero wtedy zdała sobie sprawę, że ma na sobie długą do kostek białą koszulę nocną, znacznie krępującą jej ruchy. Nie zasypiała w niej. Kiedy wyjrzała przez okno, ujrzała dzieciniec, którym jeszcze wczoraj przechadzała się z klasą. Wtedy był on pełen turystów w sandałach i z drogimi aparatami w rękach, teraz jednak przewijały się przez niego strojnie ubrane damy dworu, odziani w kontusze panowie z wetkniętymi za pas szablami, piekarz niosący świeży chleb na królewską ucztę i błazen, zabawiający zamkowe dzieci.
Przetarła oczy ze zdumienia. Krew buzowała jej w skroniach, a ręce zaczęły drżeć. Zemdliło ją. Jak to możliwe? Czyżby pierścień… Czyżby ona naprawdę… Nie, przecież takie rzeczy się nie dzieją!
- Księżniczko Seraphine, co się dzisiaj z panienką dzieje?! Ma panienka minutę na upodobnienie się do ludzi, służba już przygotowała strój. – Wskazała na leżącą na kufrze bordową sukienkę z posrebrzanym gorsetem.
Za plecami pani Lenox pojawiła się jakby znikąd druga kobieta, znacznie od niej młodsza. Miała jasne, kręcone włosy i pogodny uśmiech, który dodał Seraphine otuchy.
- Zaraz pomogę panience w porannej toalecie. Zachwyci panienka cały dwór, jak zawsze zresztą.


~ Calissandere Rune 

Witam wszystkich na moim bogu :) Mam nadzieję, że prolog was zainteresował i zachęcił do dalszego śledzenia losów zaginionej księżniczki Seraphine. Niebawem pojawi się pierwszy rozdział. Gorąco zapraszam :)
Aby być na bieżąco z rozdziałami, zaobserwujcie mnie albo dodajcie moje konto do kręgów na google+.
To tyle, do następnego! :)

6 komentarzy:

  1. O rany <3
    Cudowny
    Jak ja kocham opowieści o podróży w czasie
    Akurat trafiłaś w moje gusta
    Bardzo mi się podoba lecę czytać dalej <3
    ~ D.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział świetny! Najbardziej podobał mi się początek, kiedy przewodnik i Si na zmianę opowiadali historię Króla i zamku. Intrygują mnie takie historie. A kiedy Si obudziła się w królewskiej komnacie od razu wiedziałam, że będzie ciekawie! Lecę czytać dalej, tymczasem zapraszam do siebie morderous-family.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo miło mi to słyszeć! :D Dziękuję za komentarz i odwiedzenie mojego bloga ^^ 2 rozdzial pojawi sięniebawem

      Usuń
  3. Kurde jak Ty pięknie piszesz *-*
    Świetny prolog <3
    Idę czytać dalej <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetne ! Bardzo intrygujące i zachęcające to czytania dalej :-) Poprostu wyśmienite

    OdpowiedzUsuń

Nomida zaczarowane-szablony